"Żeby się kochać, to trzeba mieć gdzie!" – mówi Lewica w Dniu Zakochanych i przypomina swoje propozycje rozwiązań kryzysu mieszkaniowego. Wśród postulatów: 1% PKB rocznie na budowę mieszkań na wynajem z przystępnym czynszem i utworzenie państwowej agencji mieszkaniowej.
– Pary świętują dziś dzień zakochanych: jedni idą do kina, inni do restauracji, a inni spędzają ten wspólny czas w domu. Ci ostani to szczęściarze, bo dla wielu młodych par perspektywa spędzenia wieczoru we własnym mieszkaniu to marzenie ściętej głowy – mówiła na dzisiejszej konferencji prasowej Martyna Jałoszyńska, jedna z liderek warszawskich struktur partii Razem. – W Polsce aż 64% osób w wieku 18-34 lata mieszka w Polsce z rodzicami. Dla porównania, w krajach skandynawskich ten odsetek to tylko kilkanaście procent. Młodych ludzi coraz częściej nie stać dziś ani na wynajem swojego lokum, ani na kredyt – dodała.
Konrad Wiślicz-Węgorowski z zarządu warszawskiego Razem zwrócił uwagę na realia mieszkaniowe w stolicy i krytycznie ocenił politykę mieszkaniową władz stolicy. – Wynajem kawalerki na wolnym rynku kosztuje dziś w Warszawie mniej więcej tyle, ile wynosi pensja minimalna, a mieszkanie dwupokojowe to koszt nawet 4 tysięcy. A jeśli para, gdzie dwie osoby zarabiają pensję minimalną, chciałaby starać się o mieszkanie komunalne, to okaże się, że… grubo przekracza limit dochodów. Ba, przekroczy go nawet, jeśli ma dwójkę dzieci! A przecież samorządy, zwłaszcza tak bogate, powinny prowadzić prorodzinną politykę mieszkaniową – przekonywał Wiślicz-Węgorowski.
– Skoro z rozwiązaniem problemu mieszkaniowego nie poradził sobie nawet Rafał Trzaskowski w Warszawie, która ma olbrzymi budżet, to najlepiej pokazuje, że tu musi wkroczyć państwo – skomentował warszawski poseł klubu Lewicy i współprzewodniczący Razem, Adrian Zandberg.
Według Zandberga rozwiązaniem kryzysu mieszkaniowego byłby “publiczny problem mieszkaniowy z prawdziwego zdarzenia”. – Lewica w przeciwieństwie do innych opcji politycznych rozumie, że dosypywanie pieniędzy do kredytów, to nie jest sposób na to, aby na rynku mieszkaniowym coś się realnie zmieniło. Chcemy, żeby państwo w każdym roku wydawało 1% PKB na budowę mieszkań na wynajem. Te pieniądze wędrowałyby w dół, do samorządów, które miałyby obowiązek budować mieszkania z regulowanym czynszem – mówił Zandberg i zaznaczał, że takie programy z powodzeniem działają w krajach zachodnich.
Lewica proponuje, żeby programem zarządzała publiczna agencja mieszkaniowa, która wspierałaby jednostki samorządu terytorialnego w realizowaniu inwestycji. Mieszkania nie podlegałyby prywatyzacji, dzięki czemu zasób mieszkaniowy z roku na rok byłby coraz większy, jak ma to miejsce chociażby w Wiedniu. – W tym modelu 300 tysięcy młodych rodzin, które będą miały dach nad głową z tanim regulowanym czynszem w normalnych, przytulnych warunkach, sensownie rozplanowane w osiedlach mieszkaniowych, z dostępem do infrastruktury. Takich, na których chce się żyć, a nie przeżywa się kolejne lata w stresie. Czy za miesiąc właściciel mieszkania nie powie do widzenia – podsumował poseł Razem.