- Od września WKD nie będzie dojeżdżać do centrum Warszawy, a marszałek Struzik nie zapewnił pasażerom komunikacji zastępczej - alarmuje Dorota Olko, warszawska kandydatka Lewicy do Sejmu.
Zdaniem Olko mieszkańcy zachodniej części Warszawy i okolic od września będą mieć poważny problem, żeby dostać się do centrum miasta. - WKD będzie dojeżdżać tylko do przystanku Reduta Ordona. W tym samym czasie trwa remont linii średnicowej, przez co pociągi KM i SKM regularnie się spóźniają. Marszałek Struzik odmówił organizacji komunikacji zastępczej - wylicza. - To oznacza potworny ścisk w autobusach ZTM i bardzo duży ruch samochodowy, bo wielu pasażerów z pewnością przesiądzie się w auta. Będzie chaos, tłok, ludzie nie będą mieli jak dojechać do pracy i do szkoły - ostrzega kandydatka na posłankę.
- Taka sytuacja zniechęca ludzi do korzystania z transportu publicznego. To wbrew interesom wszystkich mieszkańców stolicy i okolic - kolej to najbardziej zielony, bezpieczny i najtańszy środek transportu - podsumowuje Olko.
Jak zaznaczyła posłanka Paulina Matysiak, która również ubiega się w wyborach o reelekcję, startując z okręgu sieradzko-kutnowskiego, złożyła już u marszałka pytania, dotyczące tej sytuacji.
- Do chaosu i nieprzewidywalnych sytuacji dochodzi nie tylko w Warszawie i okolicach - stwierdziła. - Ostatnio mieliśmy do czynienia z przypadkami zatrzymywania pociągów przy użyciu sygnału radio-stop. Wiem, że tą sprawą zajmuje się już ABW i że prawdopodobnie doszło do wrogiego ataku. Jednak tego ataku można by było łatwo uniknąć, gdybyśmy nie posługiwali się na kolei sygnałami analogowymi, tylko nowoczesnym systemem łączności radiowej GSMR - wyjaśnia Matysiak.
- Niestety, ten system nie zostanie wdrożony zgodnie z planem ze względu na zaniedbania ze strony ministra Adamczyka i spółki PKP PLK. Istnieje ryzyko, że Polska nie tylko nie będzie w stanie zmodernizować łączności na kolei, ale będzie też musiała oddać miliardy złotych, przeznaczone na ten cel przez Unię Europejską - mówi posłanka. - Władze spółki się tym nie przejmują, wypłacają sobie gigantyczne premie. Tylko pasażerów szkoda, bo znowu nie wiedzą, czy dojadą na miejsce na czas - konkluduje.